2003 Stopem do Maroka + Portugalia.
Standardowo jak na kierunek „zachodnia Europa” startujemy z teskacza w Gliwicach. Cztery i pół dnia spokojnej jazdy (wszystkie noce przespane
w namiocie) i cała nasza trójka: Iwona, Oleńka i ja ląduje w Algeciras. Po paru godzinach spotykamy się z resztą ekipy: Anią, Bachą i Krisem. Dwa dni siedzimy jeszcze na plaży w Hiszpanii (nienawidzę plażowania!!!) i wreszcie wskakujemy na prom do Afryki. Po 45 minutach lądujemy w Ceucie (to ciągle Hiszpania) i dopiero stąd po 15 minutowej jeździe autobusem trafiamy na granicę z Marokiem. Po jej przekroczeniu od razu trafiamy w ręce taksówkarzy-naganiaczy. Każdy z nich próbuje wcisnąć nas do swojego pojazdu. Kwota początkowa to 100 dirhamów, zbijamy ją do 40. Po dwóch godzinach jazdy lądujemy w Szefszawan. Bardzo miłym miasteczku w górach Rif z budynkami pomalowanymi głównie na dwa kolory: biały
i niebieski.
Następnie udajemy się do Fezu. Na trzy dni znajdujemy nocleg na dachu jednego z hoteli z widokiem na bramę: Bab Bu Dżelud – w nocy extra widok!!! W ciągu dnia szwędzamy się po – jak podaje przewodnik – plątaninie 9400 krętych uliczek Starego Fezu a także po łatwiejszym orientacyjnie Nowym Fezie.
Wielbłądzia wycieczka:)
Z Fezu jedziemy nocnym busem do Merzugi. Niestety dostajemy się w ręce „mafii” i trafiamy „gdzieś indziej”. Znaczy się do jakiegoś hoteliku
w środku pustyni, a wycieczkę na wielbłądach możemy kupić tylko tam. Pewnie w cenie sto razy wyższej niż w Merzudze. No ale wiadomo, raz się żyje. Późnym popołudniem ruszamy na zachód Słońca na wydmy, następnie nocleg na pustyni, tradycyjny berberyjski posiłek i nazajutrz wracamy do naszej kazby.
Kolejne nasze cele to wąwozy Dades i Todra. Obydwa to perełki krajobrazowe Maroka, zdecydowanie warte obejrzenia!!!
Następnie Marakesz nazywanym z racji koloru większości budynków – Czerwonym Miastem. Plac Dżemaa El-Fna, Meczet Kutubijja, królewskie pałace i garbarnie skór – to tylko niektóre miejsca godne odwiedzenia w tym mieście. Trzy dni i przechodzimy do górskiej części naszej podróży. Docieramy do Imil, skąd idziemy do schroniska Toubkal. Kolejnego dnia cała nasza szóstka zdobywa Jebel Toubkal 4167m n.p.m. – najwyższy szczyt Atlasu, Maroka, ba! całej północnej Afryki:). W drodze powrotnej do Imil, spotykamy przypadkowo grupę studentów z naszego wydziału tyle, że z geologii. Jeszcze wtedy nie widzieliśmy, że „nasza” Ola za kilka lat wyjdzie za jednego z tych gości:).
Marokańskie krajobrazy.
Jedziemy do Casablanki, chyba z trzy godziny (najdłużej w czasie całego wyjazdy) szukamy noclegu. Później zwiedzamy Meczet Hassana II - jest naprawdę olbrzymi. Jeździmy pół dnia na karuzelach. Ostatnim miejscem gdzie się zatrzymujemy jest stolica Maroka Rabat. Troszkę zwiedzania, ostatnie zakupy „suwenirów” i przez Tanger wracamy w środku nocy na Stary Kontynent.
Jako, że nie bardzo chce się nam wracać do domów postanawiamy uderzyć jeszcze gdzieś. Wybór pada na Portugalię. Wpierw Lagos – ładnie położone na wybrzeżu Algarve. Później Lizbona z dwoma noclegami przed dworcem kolejowym (ach te ciepłe posiłki rozdawane bezdomnym:), najbardziej na zachód wysunięty kraniec Europy – Capo de Roca, oraz Fatima. W drodze powrotnej – na zaproszenie jednego z naszych kierowców – odwiedzamy małe miasteczko Molsheim oraz pobliski Starsburg.
Capo de Roca – najbardziej na zachód wysunięty skrawek stałego lądu Europy.