2006 Indie, Nepal i Pakistan.


Około 2 w nocy lądujemy w Delhi. Póki, co w trzy osoby. Iza, Bacha i ja. Jako, że za 8 dni przylatuje reszta ekipy nie marnujemy czasu.
Z lotniska jedziemy na jakiś dworzec w Delhi, z którego odjeżdżają busy do Bonbassy, pod granicę z Nepalem. Przekraczamy ją, śpimy w jakimś tanim hoteliku i następnego dnia jedziemy już do Pokhary. Tutaj zatrzymujemy się tylko na jeden dzień (przy dobrej pogodzie widać stąd Annapurnę) i jedziemy dalej do Kathmandu. Pozwolę sobie tutaj na mała anegdotkę:):

Ileś tam lat temu, gdzieś w okolicach końca szkoły średniej, szedłem sobie po Krakowie. Idę tak sobie i idę i naglę widzę kolesia. Gość ma na sobie koszulkę z napisem KATHMANDU. Serio mam to teraz przed oczyma. Pamiętam jak pomyślałem sobie wtedy: kurcze czy to jest możliwe, żeby kiedyś ja, taki zwyczajny człowieczek pojechał sobie do Kathmandu???.... I proszę!!! Siedzę sobie teraz przy Svayambunath Stupie, pode mną cała dolina Kathmandu… Tak, to właśnie dla takich chwil watro żyć!!!


Durbar Square. Kathmandu:)

Trzy dni zwiedzamy stolicę Nepalu i wracamy do Indii. Na dwa dni zatrzymujemy się w Varanasi – chyba najświętszym mieście Indii. Później jedziemy do Delhi. gdzie spotykamy się z resztą grupy. Trzy dni dosyć dokładnie zwiedzamy stolicę Indii, później jedziemy do Jaipuru i Agry – gdzie oczywiście zahaczamy o Taj Mahal. Następnie osiemnasto godzinna podróż pociągiem i lądujemy w Amritsarze, mieście przy granicy z Pakistanem. Znajdująca się tutaj Złota Świątynia to zdecydowanie jedno z fajniejszy miejsc, jakie widziałem w czasie tej podróży. No i te darmowe posiłki…

Dalej jedziemy na północ do Srinigaru, stolicy Kaszmiru. Tutaj śpimy w hotelach ulokowanych na statkach na jeziorze – zajefajna sprawa:). Dalej
2 dniowy przejazd busem do Leh - stolicy Ladakhu, zwanego również Małym Tybetem. W dolinie Indusu oglądamy parę klasztorów, jedziemy również do doliny Nubry (pokonując po drodze najwyższą przejezdną przełęcz świata Khardung la – 5359m n.p.m.) oraz nad jezioro Tsomori Ri.


Karimabad.

Następnie po dwu dniowej jeździe autobusem (w czasie, której zaliczyliśmy trzy parogodzinne przestoje spowodowane osuwiskami ziemi na drodze), docieramy do Manali. Tutaj rozdzielamy się z naszą dużą ekipą i (jak w pierwotnym składzie plus Sabina) jedziemy do znanego nam już Amritsaru, przechodzimy granice i lądujemy w Lahore. Od razu widać, że Pakistan to nie taka cepelia jak Indie. Już w autobusie musimy się rozstać, aby siedzieć osobno w miejscach przeznaczonych dla kobiet i mężczyzn. Dwa dni w Lahore, dzień w Rawalpindi i ruszamy na Karakorum Higway, do Karimabadu. B A J K A!!! Ależ to jest ładnie!!! Mamy pokój z widokiem na Dolinę Hunzy, siedmiotysięcznik Rapakoshi. Zwiedzamy Fort Baltit, udajemy się też na mały trekking do bazy pod Ultarem. Jest tak fajnie, że postanawiamy wbić się nieco bardziej w pakistańskie góry. Stopem jedziemy do Passu, tam idziemy zobaczyć wiszące mosty oraz lodowiec Passu. Generalnie góry wszędzie gdzie się tylko nie spojrzy, extra!!!:). Po dwóch dniach zaczynamy powrót. Nawet nie myślimy o busie, od razu idziemy na stopa. Kolorową ciężarówka docieramy do Karimabadu. Tu zabiera nas dwójka kolesi w dużym dżipie. Tak się zaprzyjaźniamy w czasie 3 godzinnej jazdy do Gilgitu, że goście decydują się pokazać nam okolice swojego miasta. W czasie kolejnych dwóch dni jeździmy z nimi po okolicy, jest extra! Kolejne 4 dni i z powrotem jesteśmy w Indiach. Jako, że mamy jeszcze 8 dni do samolotu jedziemy jeszcze do Radżastanu, konkretnie: Jaisilmer, Jodhpur, Puskhar. Szczególnie to ostatnie miasteczko bardzo się nam podoba.


Puszkar.

Wracamy do Delhi, ostatnie dwa dni spędzamy głównie na kupowaniu souvenirów i na dwie godziny przed odlotem samolotu pojawiamy się na lotnisku. Standardowo pytamy o overbooking. Godzina oczekiwania i TAK, możemy być tymi szczęściarzami. Lufthansa wiezie nas do hotelu (standard „ciut” lepszy niż w tych, w których spaliśmy dotychczas:). W bufecie jemy, czyt.: żremy jakbyśmy nie widzieli jedzenia od roku. W końcu wylatujemy jakieś 12 godzin później, a na lotnisku w Frankfurcie odbieramy jeszcze 600 euro za ten dyskomfort (sic:). Z Warszawy stopem wracamy do domów, szkoda kasy na pociąg:).



Copyright © 2011. All Rights Reserved.