2008 Dookoła świata: USA, Nowa Zelandia i Australia.
No i w końcu przyszedł czas na mnie. Czas żeby wyruszyć w podróż dookoła świata!!!!!!!!!! Fajnie się złożyło: Ania siedzi w USA jako au pair, Uleńka w Australii. Umawiam się z dziewczynami na wspólne zwiedzanie i ruszam:)
USA
Pierwszy lot mam z Londynu do Nowego Jorku. Tutaj spotykam jeszcze Agatę (będzie z nami tylko parę dni). Nowy Jork – rzeczywiście stolica świata, bomba. W czasie dwóch dni szybko obchodzę najważniejsze miejsca m.in. Most Brookliński, Statua Wolności, Empire State Building, China Town. Śpię na Greenpoincie u wujka Uli.
Z NY ruszam Greyhoundem (karnet na 30 dni za 600 baksów) do Denver. Dwa i pół dnia jazdy busem – straszne. W mieście znanym dobrze fanom Dynastii dołącza do nas Ania. Wypożyczamy samochód i przez kolejne 8 dni zwiedzamy Arizonę i Utah. A dokładniej: Monument Valley, Horseshoe Bend, Antylope Kanion, Parki Narodowe Arches, Canyonlands, Capitol Reef, Bryce no i oczywiście Wielki Kanion. Każde z tych miejsc – PIERWSZA KLASA!!!!!!!!!!! Chyba najlepsze widokowo 8 dni mojego życia!!!!
Monument Valley.
Dalej Las Vegas. Meldujemy się w jakimś hostelu i do czwartej rano zwiedzamy stolice grzechu. Głównie kasyna (w tym słynne Bellagio – pamiętacie Ocean Eleven???).
Tutaj też żegnamy Agatę i już tylko z Anią ruszam przez Salt Lake City do Parku Narodowego Yellowstone, który zwiedzamy w czasie jednodniowej wykupionej wycieczki. Następnie przez Seattle docieramy do Vancuver. Jeden dzień zwiedzamy miasto, aby kolejnego ranka wyruszyć do serca Gór Skalistych – Banff. Siedzimy tutaj dwa dni po czym stopem udajemy się do oddalonego o 300 km na północ Jasper. Po drodze zatrzymujemy się przy Lake Louise i Moraine, oraz przy Columbia Icefield – gdzie autokary z gigantycznymi kołami wwożą turystów na lodowiec. Z Jasper wracamy do Vancuver, krótki wypad na Vancuver Island i dalej powrót do USA. Tym razem cały dzień spędzamy w Seattle, aby wieczorem ruszyć do San Francisco. Tutaj śpimy u kolesia z netu. W ciągu dwóch dni zwiedzamy miasto, a wieczorami uzupełniam bloga. W końcu opuszczamy dom Marcina i jedziemy do Parku Narodowego Yosemite, miejsca narodzin Big Wall. Oglądam te wszystkie miejsca o których dotychczas tylko czytałem: El Capitan, Half Dome, Midnight Lightning, The Nose, Camp IV, itd., itd... jednym słowem: EXTRA!!!!!!
Ostatnie miejsce jakie widzimy w czasie naszej wspólnej podróży to Los Angeles. Centrum miasta to istny „Meksyk”. Wszystkie napisy po hiszpańsku, syf na maksa. Droga do Hollywood porażka. Samo otoczenie Kodak Theatre (to tu gdzie rozdają Oscary), pełne sex shopów i sklepów
z tandetnymi chińskimi pamiątkami. Serio nie tak to sobie wyobrażałem…
Wieczorem jedziemy na lotnisko, gdzie spędzamy ostatnią noc i kolejnego dnia każde z nas rusza w swoją stronę: Ania wraca do Houston, ja wylatuję do Nowej Zelandii.
Nowa Zelandia
W Auckland ląduje ok. 5 rano. Aż do „jasności” siedzę na lotnisku, później jadę do centrum. Znajduję jakiś hostel i zostaję w nim na dwa dni. Głównie leje. Zaczynam się już zastanawiać po co tu przyjechałem w zimie:). W końcu korzystając z „okienek pogodowych” docieram do Rotoury. Można tutaj zobaczyć ciekawe zjawiska geotermalne, zainteresowani kulturą Maorysów też znajdują coś dla siebie. Kolejnego dnia docieram do Turangi. Po drodze oczywiście cały czas lało. Zasypiam w jednym z 3 hosteli w tym małym miasteczku. Rano SZOK. Lampa!!!:) Szybko się pakuje
i już po chwili łapię stopa. Zatrzymuje się parka Anglików i razem z nimi podziwiam piękne ośnieżony stożek wulkanu Mt Ngauruhoe 2291m n.p.m. Dla fanów Władcy Pierścieni: to właśnie ten wulkan zagrał Górę Przeznaczenia!
Jeden dzień w Wellington i opuszczam Wyspę Północną. Od razu po przypłynięciu do Picton jadę dalej. Tego dnia docieram do Marahau, małej wioseczki w Parku Narodowym Abel Tasman, gdzie pierwszy raz w życiu siadam w kajaku. Cały park bajka, piaszczyste plaże, turkusowa woda, zielone wzgórza…. Extra!!
W Parku Narodowym Abel Tasman.
Następnie przejeżdżam przez West Coast (bombowe widoki), aby po zmroku dotrzeć do Wanaki. Tutaj mam małe kłopoty z noclegiem. Wszystko jest zajęte, są jakieś mistrzostwa NZ w snowbordzie. W końcu znajduje nocleg w którymś tam z rzędu hostelu. Następnego dnia jadę do Queenstown. Pogoda jest extra, więc decyduję się pociągnąć dalej do Milford Sound. Nad fiordem spędzam bombowy zachód Słońca, a drugiego dnia płynę małym stateczkiem przez cała jego długość, aż do otwartego morza. Polecam wszystkim!!!
Następnie jadę do Queenstown, gdzie spędzam dwa dni, głównie oglądając filmy w sali kinowej w hostelu:). Ostatnie miejsce mojej podróży po NZ to Christchurch, skąd wylatuje do Australii.
Australia
Po moim lądowaniu przesiaduje jeszcze z 5 godzin na lotnisku, czekając na Ulę. W końcu się spotykamy i pierwszą noc spędzamy na lotnisku. Rano jedziemy już do centrum Sydney. Dwa dni siedzimy w największym mieście Australii, zwiedzamy najważniejsze motywy, odwiedzamy plażę na Manly, spotykamy się z Mirką – koleżanką z Katowic. Trzeciego dnia wsiadamy w pociąg i jedziemy do Katoomby, w samo serce Gór Błękitnych. Po przyjeździe, nie tracąc czasu od razu ruszamy na parogodzinny spacer po górach. Następnego dnia zaczynamy już prawdziwą przygodę. Ruszamy w autostopową podróż do serca Australii, nasz cel to Uluru. Cztery i pół dnia, parę tysięcy km, kilka Road Train-ów (olbrzymich ciężarówek jeżdżących po Australii) i jesteśmy u celu:). Ayers Rock robi naprawdę olbrzymie wrażenie, szczerzenie nie spodziewałem się, że aż tak fajnie tu będzie… W pobliżu monolitu spędzamy dwa dni, robiąc też sobie przy okazji wycieczkę do Kata Tjuta – cos podobnego jak Uluru ale zbudowane
z kilkunastu oddzielonych olbrzymich „skał”. Kolejnym fajnym stopem (autokar pełen turystów z „łestu”, dla których – jako autostopowicze - jesteśmy bohaterami:) docieramy do Alice Springs.
Uluru.
Przez dwa dni odpoczywamy po ostatnich trudach, (ale jest to aktywny odpoczynek: jazda na rowerze, basen), aby trzeciego dnia jeszcze prze ósmą rano stanąć na wylotówce z Alice. Tutaj ma miejsce nasze najdłuższe łapanie w czasie całej podróży, prawie 6 godzin. Ale za to nasz kolejny stop to bajka, dostajemy na nasze potrzeby nowiutkiego lexusa. Gość wręcza nam kluczyki do samochodu i mówi tylko adres gdzie mamy go odstawić po pokonaniu 600 km. Ten autostop, nigdy nie przestanie mnie zadziwiać:). Po drodze do Tennant Creek oglądamy jeszcze Diabelskie Kule – kilkadziesiąt granitowych kilkumetrowych skał. Następnie już normalnym stopem docieramy do Katherine i znajdującego się pobliżu Wąwozu o tej samej nazwie, gdzie po raz drugi w życiu wskakuje na kajak. Po tej krótkiej przerwie docieramy wreszcie do Darwin, ostatecznego celu naszej autostopowej podróży. Stąd robimy sobie jeszcze wycieczki do Parków Narodowych Litchfield i Kakadu (polecam przelot samolotem nad tym olbrzymim obszarem). W końcu w sobotę 20 września opuszczamy Terytorium Północne i lecimy do Perth, gdzie od kilku miesięcy mieszka już Ula. W przeciągu trzech dni znajduję pracę w pobliskiej knajpie i siedzę tu jeszcze z 2 miesiące…